06-09-2016, 07:23
O 12 w nocy obudziło mnie "strzelanie" dziobem, któregoś z ptaków. Pomyślałam, że coś go obudziło i zaraz się uciszy ale gdzie tam. Po pół godzinie zaopatrzona w latarkę postanowiłam zlokalizować źródło problemu. Okazało się, że nie śpi Tolka. Na podłodze klatki było ok. 30-40 wyskubanych piór puchowych. Ptak był niespokojny i cały czas się skubał. Zostawiłam lekkie światło licząc, że się uspokoi. W klatce nie było widać śladu pasożytów, ani na drążkach, ani w rogach ale doszłam do wniosku, że jednak coś musiało jej się przyplątać chociaż nie miałam pojęcia skąd. Po kolejnej godzinie wpadłam na pomysł, że może na wierzbowych gałązkach był jakiś kleszcz i ona próbuje go wyciągnąć. Złapałam ptaka, obejrzałam na tyle dokładnie na ile się dało rozdmuchując pióra i zaglądając pod skrzydła (przy okazji zlokalizowałam na łapkach 2 duże, brzydkie odciski) ale nie znalazłam nic podejrzanego. Mijały godziny a Tolka nadal wytrwale się skubała. O 3 padłam z wyczerpania stwierdziwszy, że trzeba ją potraktować czymś na pasożyty, odkazić klatkę i okolice oraz zająć się nóżkami. Wstałam o 6, było lekko szarawo, wszystkie ptaki spały. Zrobiłam kawę i stwierdziłam, że sprzątnę te pióra, żeby po powrocie z pracy zobaczyć czy w dzień też się tak będzie skubać. Na dnie piór prawie wcale nie było ale znalazłam JAJKO! Biedna skubała się całą noc bo czuła, że zniesie jajko a nie miała materiału na gniazdo. Jajko zostało oczywiście wywalone i mam nadzieję, że na tym jednym się skończy...5 miesięcy spokoju a ta nagle się za lęgi wzięła. Ehhh. Wniosek z tego taki, że nie każdy niespokojny w nocy ptak to od razu pasożyty
